zrzut ekranu

Co Frank Drebin junior może mieć wspólnego ze Stanisławem Wokulskim? Zapraszam na podróż w czasie. Dlaczego stare, dobre kino przeżywa drugą młodość.

” Lubię piosenki, które znam. Bo jak może mi się podobać piosenka, której nigdy nie słyszałem?” — ten przewrotny cytat z kultowego „Rejsu” Marka Piwowskiego idealnie oddaje mechanizm, który dziś napędza współczesne kino. 

Szczerze! : to, co dobrze znamy, po prostu nas pociąga. I nie ma w tym nic złego! Od jakiegoś czasu Hollywood gra na naszych sentymentach, a nostalgia stała się królową popkultury. Czy to powrót do beztroskich lat 80., czy może hołd dla zapomnianych technik filmowych? 

 

Królowa Nostalgia: Wielki Powrót lat 80.

Nie da się ukryć – lata 80. ubiegłego wieku wracają do nas z pełną mocą. I nie chodzi tylko o moda na neony, syntezatory i kolorowe dresy. Twórcy z rozrzewnieniem patrzą na tę dekadę, bo to czasy, kiedy wszystko wydawało się prostsze. Bohaterowie ratowali świat, przyjaźń była najważniejsza, a Internet? Tego nie było! Dlatego właśnie „Stranger Things” stał się globalnym fenomenem. To serial, który wziął najlepsze elementy ze Stevena Spielberga i Stephena Kinga, ubrał je w kultową muzykę i podał na nowo, tworząc coś, co kochają zarówno 40-latkowie (którzy te czasy pamiętają), jak i młodzi ludzie, którzy nigdy ich nie znali.

Ale nostalgia to coś więcej niż tylko estetyka. To powrót do starych, dobrych historii. I dlatego odświeżamy kultowe serie. Tom Cruise w „Top Gun: Maverick” udowodnił, że sentyment do dawnego kina potrafi pobić rekordy box office’u. Ten film to nie tylko kontynuacja, ale hołd dla stylu lat 80. i powrót do postaci, którą kochaliśmy. Podobny los spotkał „Pogromców Duchów” i „Indianę Jonesa” – to świadome nawiązania do naszej filmowej przeszłości.

Nostalgia Techniczna: Kiedy liczy się tekstura.

Sentyment to nie tylko fabuła, ale i technika. W czasach, gdy cyfrowe kamery są na wyciągnięcie ręki, niektórzy reżyserzy idą pod prąd. Paul Thomas Anderson, geniusz od „Mistrza” i „Nici widmo”, postanowił nakręcić swój nowy film, „One Battle After Another”, w zapomnianej technice Vistavision. Co to oznacza? Że taśma filmowa leci poziomo, a nie pionowo, co daje obraz o niesamowitej rozdzielczości, takiej, jaką znamy z wielkich widowisk lat 50.

To nie jest przypadkowy wybór. To deklaracja. PTA to kinowy purysta, który uważa, że film powinien być oglądany na wielkim ekranie. Użycie Vistavision to hołd dla rzemiosła, dla tekstury obrazu i dla kinowego doświadczenia, które w dobie Netfliksa powoli zanika. To nostalgia dla samej sztuki filmowania, nie tylko dla historii.

Więc czy Hollywood kręci filmy, które już kiedyś widzieliśmy? W pewnym sensie tak. Ale może w tym szaleństwie jest metoda. W końcu, jak mawiał inżynier Mamoń w „Rejsie”, to co już znamy, po prostu nam się podoba. I wygląda na to, że w kinie sprawdza się to doskonale.

Dlaczego robią nowego „Uciekiniera”?

 

Stary „Uciekinier” z 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem to klasyk, ale powiedzmy sobie szczerze – z książką Stephena Kinga ma niewiele wspólnego. Kilka adaptacji filmowych  Kinga z lat 80tych zresztą nie pasowało  do  książkowego pierwowzoru, ale o tym w innym artytule.   To taka luźna inspiracja, a nie wierna adaptacja. I to jest właśnie jeden z głównych powodów, dla których powstaje nowa wersja z Glennem Powellem. Chodzi o to, żeby w końcu zrobić film, który będzie naprawdę podobny do powieści.

 

Dlaczego stary film to akcyjniak, a nie King?

Zajrzyjmy do środka. Różnice są olbrzymie:

  • Bohater: W książce Ben Richards to biedny, przeciętny facet, który pcha się w ten szalony teleturniej, bo potrzebuje kasy na leczenie dla chorej córki. W filmie? To napakowany Arnold, były policjant, który jest wrobiony i chce się mścić. Kto woli? No właśnie.
  • Klimat: Powieść to mroczna, bezlitosna, duszna dystopia. Film to z kolei typowy, przerysowany akcyjniak z lat 80. Pełno w nim absurdalnych scen, jajcarskich tekstów i kolesi w dziwnych strojach.
  • Gdzie się dzieje akcja?: W książce Richards ucieka przez cały świat, a w filmie? W zasadzie wszystko dzieje się na zamkniętej arenie.
  • Zakończenie: Film kończy się tak, jak to lubi Hollywood, czyli happy endem. A u Kinga? Totalna masakra, mrok i tragedia.

Nowa wersja ma za zadanie właśnie to naprawić. Chcą pokazać nam tę mroczną, brutalną i poważną wizję, którą pierwotnie stworzył King.

 

Czemu ta historia jest dziś tak aktualna?

Książka powstała w 1982 roku, ale jej tematyka jest dziś na czasie jak nigdy! Pomyślcie o tym:

  • TV to broń masowego rażenia: W książce i filmie telewizja służy do ogłupiania i kontrolowania ludzi. Czy nie brzmi to znajomo, w erze social mediów, fake newsów i milionów reality show?
  • Gdzie kończy się rozrywka, a zaczyna przemoc?: Pomysł na reality show, gdzie ludzie są ścigani i zabijani, jest znacznie bardziej przerażający i realistyczny w 2025 roku niż 30 lat temu.
  • Komentarz do życia: Powieść dotyka problemów, z którymi dziś mierzymy się na co dzień – rosnących nierówności, biedy i desperacji, która pcha ludzi do ekstremalnych rzeczy.

Nowa technologia i reżyser-geniusz

No i na koniec – nowa technologia i reżyser. Stary film był ograniczony budżetem i techniką, więc poszedł na skróty. Nowa produkcja ma do dyspozycji wszystko. Co więcej, za kamerą staje Edgar Wright, gość, który zrobił „Baby Driver” i „Ostatniej nocy w Soho”. Jest znany z dynamicznego montażu, unikalnego stylu i świetnego poczucia humoru. To idealny typ do ogarnięcia tej historii, bo potrafi połączyć powagę z satyrą.

Nostalgia w polskim kinie: od komedii do klasyki

Polskie kino też chętnie wraca do sprawdzonych motywów, choć często w nieco inny sposób niż Hollywood. Zamiast remaków wielkich blockbusterów, mamy powroty do komediowych serii, postaci z dzieciństwa i, co ciekawe, do lektur szkolnych.

  • Powrót do komediowego DNA: Nic tak nie łączy pokoleń jak kultowe polskie komedie. Przykładem jest powrót „Kogla Mogla”. Nowe części („Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3”, „Koniec świata, czyli Kogel Mogel 4”) to próba odświeżenia uwielbianej serii. Chociaż krytycy narzekali, widzowie tłumnie ruszyli do kin, kierując się sentymentem i chęcią zobaczenia, co słychać u Kasi Solskiej i jej rodziny po latach. To nostalgia za beztroskim, komediowym kinem, które na chwilę pozwala zapomnieć o problemach. Podobnie, choć na mniejszą skalę, działo się z innymi powrotami, np. do postaci „Pana Samochodzika”.
  • Animacje z dzieciństwa: Coraz częściej pojawiają się pomysły na odświeżenie kultowych polskich animacji dla dzieci. Przykładowo, plany stworzenia nowego filmu o Bolku i Lolku czy Reksio pokazują, że twórcy dostrzegają potencjał w bohaterach, którzy ukształtowali wyobraźnię kilku pokoleń Polaków. To bezpośrednie odwołanie się do ciepłych wspomnień z dzieciństwa.
  • Literatura jako wieczna nostalgia: Polskie kino zawsze chętnie sięgało po klasykę literatury. Z tym, że obecnie dzieje się coś nietypowego, co świetnie widać na przykładzie „Lalki” Bolesława Prusa.

„Lalka”: Wojna o klasykę

To, co dzieje się z „Lalką”, jest fascynujące. Mamy już przecież świetną, kultową wręcz adaptację z 1977 roku w reżyserii Ryszarda Bera, z Jerzym Kamasem jako Wokulskim i Małgorzatą Braunek jako Izabelą Łęcką. Wielu uznaje ją za definitywną, a Kamas do dziś jest kojarzony z tą rolą.

A jednak, obecnie powstają dwie (!) konkurencyjne produkcje:

  1. Film kinowy reżyserowany przez Macieja Kawulskiego  To duża, ambitna produkcja, która ma szansę pokazać „Lalkę” w sposób  realistyczny, typowy . To będzie próba zerwania z wizją, którą znamy z lat 70., i nadania historii nowego tonu.
  2. Serial telewizyjny, którego szczegóły są trzymane w tajemnicy, realizowana jest dla Netfllixa . 

Dlaczego „Lalka”?

  • Siła klasyki: „Lalka” to jedna z najważniejszych polskich powieści. Każde nowe pokolenie musi się z nią zmierzyć w szkole, więc filmowa adaptacja zawsze ma zapewnioną widownię. To nostalgia za latami szkolnymi, za obowiązkowymi lekturami i za epoką, którą wielu z nas zna głównie z książek.
  • Nowe odczytanie: Twórcy chcą pokazać, że „Lalka” to coś więcej niż tylko historia nieszczęśliwej miłości. To opowieść o upadku romantycznych ideałów, o kapitalizmie, o społeczeństwie i o samotności. Każdy reżyser może znaleźć w niej coś nowego i opowiedzieć ją na swój sposób, tak jak robi to teraz Smarzowski.
  • Rywalizacja i marketing: Dwie adaptacje to doskonała okazja do podgrzania atmosfery i wywołania dyskusji w mediach. Która będzie lepsza? Czy nowa wersja pobije tę kultową? To nakręca zainteresowanie i jest elementem strategii marketingowej.

Wygląda na to, że kino przestało nam serwować nowe dania, a zamiast tego coraz częściej odgrzewa stare kotlety – ale co zaskakujące, wszystkim nam strasznie one smakują.

Rafał Kosecki 26.08.2025